16 listopada 2014

Denko denko denko...czyli pustaki z ostatnich dwóch miesięcy

Hej :)

Przyszedł czas na denkowców, czyli tzw. pustaki.

Z reguły tak raz na miesiąc udaje mi się uzbierać dość pokaźną ilość pustych opakowań. Większość bez zastanowienia się wyrzucam od razu do kosza, a potem łapie się za głowie, że przecież to miało iść na denko. Ach... cóż poradzić.



To, co udało mi się uzbierać, pokażę Wam w tym poście. Będzie to zarówno kolorówka jak i pielęgnacja.

Może od kolorówki zacznijmy.



Na pierwszym miejscu zdecydowanie znajdzie się baza z Urban Decay Primer Potion. Jest to baza, którą tak naprawdę wszyscy dobrze znają. Świetnie podbija kolory cieni na powiece, a do tego sprawia, że cienie utrzymują się cały dzień. Nie ruszają się z miejsca, ani nie rolują. Ja jestem posiadaczką bardzo tłustej powieki i jeśli jej czymś nie zagruntuję przed nałożeniem cieni, to mam gwarantowane, że po 2-3 h z cieni zostanie tylko jeden wielki wałek :( Kupiłam teraz tę samą bazę, ale już w tubce i zdecydowanie bardziej podoba mi się obecne opakowanie. Mniej produktu się marnuje.

Na drugim miejscu uplasował się korektor rozświetlający z Catrice Re-touch Light-Reflecting Concealer (mój kolor to Porcelain).  Korektor moim zdaniem jest świetnym zamiennikiem Yves Saint Laurent Touche Eclat. Posiada pędzelek jako aplikator, a produkt wykręcamy za pomocą obracania końcówki korektora. Jest to obecnie mój numer jeden w korektorach rozświetlająco-korygujących. Świetnie zakrywa cienie pod oczami, rozświetla, ma idealna kremową konsystencję. Cena też jest bardzo przystępna. Poprzez pędzelek idealnie też nadaję się do nakładania korektora pod brwi, w celu wyostrzenia kształtu brwi.

Trójeczka to tusz do rzęs z Chanel o nazwie Le Volume De Chanel w kolorze Noir. Była to mała próbeczka 1 ml tuszu, która wystarczyła, abym się w nim zakochała. Tusz ma przepiękną głęboką czerń, a zawarty w nim olejek z kamelii (tzw. herbaciany) pielęgnuje nasze rzęsy. Rzęsy są miękkie i elastyczne. Stosowałam już wiele tuszy do rzęs, większość z nich sprawiała, że rzęsy były sztywne jak papier i łamliwe. Natomiast z tuszem z Chanel nie miałam takiego problemu. Cena troszkę odstrasza, ale to Chanel, wiec tak jakby cena musi być wysoka.

Na czwartym miejscu postanowiłam, że znajdzie się kredka do brwi z Benefit Instant Brow Pencil. Kredkę miałam w kolorze Medium. Sama w sobie jest bardzo miękka, co nie każdemu może odpowiadać. Jednak można ją ładnie rozetrzeć pędzelkiem skośnym do brwi. Trwałość oceniam na dobry +, gdyż w upalne dni troszkę się rozmazywała. Myślę, że do niej raczej nie powrócę, gdyż znam wiele innych kredek równie dobrych, jak ta.

Ostatnim produktem z kolorówki będzie korektor pod oczy z Maybelline Instant Anti-Age Concealer. Produkt ogólnie był całkiem OK. Ponieważ ma on formułę ani-age, ma również nawilżać nam okolice oczu. I tu pojawia się problem. Produkty nawilżające są świetnym rozwiązaniem dla osób, które mają przesuszoną okolicę pod oczami. Ja mam problem z zasinieniami i niestety produkty nawilżający się u mnie nie sprawdzą, bo po 2-3 h korektory całkiem znikają. Nie jest to zły produkt, jednakże dla mnie nietrafiony.

Z kolorówki to tyle. Jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, to również zużyłam kilka produktów.



Najlepszym z nich był krem pod oczy z Clinique All About Eyes Rich. Krem miał masełkowatą konsystencję, pachniał bardzo przyjemnie i świetnie nawilżał. Ja używam bardzo ciężkich korektorów pod oczy, które mogą bardzo wysuszać. Ten krem ratował mnie przed wysuszeniem. Rozjaśniał moją skórę i delikatnie zmniejszał cienie pod oczami. Ach będzie mi go brakowało.  Kiedyś na pewno do niego wrócę. Jednak na razie mam inne kremy, które dostałam w GlossyBox'ie, i które trzeba zużyć :).

Miałam przyjemność testować krem z Helena Rubinstein Prodigy Eyes. Kremik muszę powiedzieć, że skradł moje serce. Był lekki, ani za tłusty, ani za suchy, nie podrażniał, nadawał się zarówno na dzień, jak i na noc. Bardzo dobrze pielęgnował okolice oczu. Zdecydowanie kolejny z kremów, które mogę polecić, ale ta cena... o matko od 360-400zl. Raczej nie na mój portfel. 

Ostatnie dwa produkty to Yves Rocher Elixir 7.9 Serum Rewitalizujące oraz Yves Rocher Sebo Vegetal Serum Zwężające Pory. Niestety oba te produkty mnie nie porwały. Nie zdziałały nic. Moja skóra wcale nie wyglądała na wypoczętą, ani na zmatowioną. Hmm a szkoda, bo wiązałam z nimi wielkie nadzieje. Możliwe, że moja skóra na roślinne produkty nie reaguje zbyt dobrze i dlatego też nie zadziałały :(  


  
Kolejnym produktem z Yves Rocher, który zużyłam był Hyda Vegetal, Refreshing Gel Cleanser, czyli odświeżający żel do mycia twarzy. Jego wielkim plusem było to, że ładnie nawilżał buźkę podczas mycia. Skóra nie była ściągnięta, czy napięta. Jednak dla mnie okazał się troszkę za słabym produktem i miałam wrażenie, że przez to jego nawilżenie, skóra moja się lekko lepiła. Sama nie wiem, czy do niego kiedyś wrócę, bo aż taki zły nie był. Tylko to głupie uczycie lepkości...ach!

Moi zdecydowani ulubieńcy, których ciągle kupuję na nowo, to Garnier Płyn Micelarny 3w1 i Maseczka Różana z Ziaji z Kwasem hialuronowym. 

Płynu micelarnego nie muszę chyba opisywać. Pojawił się pewnie już na każdym blogu :). Dla mnie jest on GENIALNY, porównywalny z Biodermą. Świetnie radzi sobie z wodoodpornym tuszem, eyelinerem, cieniami. Co tu dużo pisać, po prostu produkt roku !!! 

Maseczka, to również hicior. Producent opisuje tę maseczkę jako kremową maseczkę bogatą w składniki odżywcze która odnowi nam skórę, zredukuje zmarszczki, poprawi elastyczność i jędrność skóry. I faktycznie tak jest. Jest to genialna maseczka i poleciłam ją już nie jednej koleżance.

Z pielęgnacji ciała zużyłam dwa produkty Kräuterhof krem do ciała z masłem shea oraz Yves Rocher Jardins du Monde, żel pod prysznic, zapach ziarno kawy z Brazyli



To już moje drugie opakowanie tego kremu do ciała. Zawiera wyciąg z orzecha afrykańskiego. Idealny dla skóry wrażliwej. Świetnie się wchłania i nawilża, nie tłuści. Cena około 15 zl za 250
ml. Na pewno kiedyś jeszcze do niego wrócę, bo pachnie nieziemsko i moja skóra bardzo się z nim polubiła. 

Z żelem pod prysznic nie polubiłam się za bardzo. Pierwsze wrażenie, wow, jaki zapach, jakbym wsadziła nos do słoika z kawą, ale po chwili zapach stawał się bardzo duszący i nie do zniesienia. Dla kogoś, kto nie lubi duszących zapachów, żel ten nie będzie dla niego. Co do właściwości żelu to wystarczyła niewielka ilość żelu na gąbce, aby uzyskać idealną pianę. Skóra po nim także nie swędziała, jak to czasem bywa po ładnie pachnących kosmetykach, Był dość wydajny i starczył na ok. jednego do półtora miesiąca.

Ostatnie dwa produkty, to produkty do mycia pędzli Mac Brush Cleanser oraz szampon dla dzieci Babylove.



Oba te produkty kocham, uwielbiam, ubóstwiam. Płyn używałam na wyjazdach, gdy nie miałam czasu na porządne mycie pędzli, natomiast szampon stosowałam do regularnego mycia pędzli. Sprawiał, że pędzle były mięciutkie, nawet te z włosia naturalnego (wcześniej co jakiś czas musiałam stosować odżywkę do włosów). Świetnie radził sobie z brudem na każdym z pędzli. Płyn z Mac'a również pędzli nie wysuszał, mimo, że ma w sobie alkohol. Oba te produkty, to moi ulubieńcy ostatniego roku :)

Uffff pisania co nie miara :):) Mam nadzieje, że każda z tych krótkich recenzji troszkę przybliżyła Wam te produkty.

Pozdrawiam Was cieplutko
JoAsia


2 komentarze:

  1. Asia gdzie zniknęły Twoje filmy na youtube? Nie zamierzasz juz nagrywać??? Ja Cię uwielbiam i Twoj hipnotyzujący głos!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamierzam nagrywać :) ale na razie mam przerwę w nagrywaniu spowodowana przez prace, mam nadzieje jednak, ze zostaniesz ze mna i zaczekasz :) Na blogu bede sie pojawiac od czasu do czasu. Buziaki

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.